Cytat z Pisma Świętego

Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! (Mt 6, 7-13)

Od momentu, kiedy zostałem nadzwyczajnym szafarzem Komunii świętej cały czas towarzyszy mi uczucie wyjątkowej łaski otrzymanej od Boga oraz uczucie, że w żadnej mierze nie jestem tego godzien. Aby zrozumieć tę wyjątkowość, muszę odnieść się w swoim świadectwie do mojego życia.

Moi rodzice już nie żyją i nie wypada mi mówić o nich źle, tym bardziej, że starali się wychować mnie na przyzwoitego człowieka. Niestety popełnili jeden zasadniczy błąd w moim wychowaniu pozwalając mi odejść od Kościoła w wieku kilkunastu lat. I tak, kiedy moi rówieśnicy przystępowali do sakramentu bierzmowania, ja byłem już na poły agnostykiem. Uważałem, że tzw. "humanizm" jest wystarczającą alternatywą na życie i że nie trzeba wierzyć w Boga, aby być dobrym człowiekiem. Cóż ja wtedy mogłem wiedzieć o szatanie i o tym, że kiedy ucieka się od Boga, to wpada się w jego ręce. Nie znałem ani Boga Sprawiedliwego, ani Boga Miłosiernego. Bałem się Go, bo kojarzył mi się z mrocznymi zakamarkami naszego 300-letniego kościoła. Tak jakby Bóg czekał tylko na to, aby mnie gdzieś tam w kącie ucapić i krzyknąć w twarz: "Ja ci pokażę grzeszniku!"

Moja "przyzwoitość" oczywiście nie wytrzymała próby czasu, bo tam gdzie nie ma Boga i Dekalogu, tam w najlepszym wypadku zaczyna się relatywizm moralny. A więc żyłem sobie tak z tym relatywizmem moralnym omijając Kościół szerokim łukiem. Po drodze był sakrament małżeństwa, dzieci, które chrzciliśmy, a nawet fizyczna obecność na Mszach niedzielnych. Zawdzięczam to swojej żonie, która jest gorliwą katoliczką.

Pamiętam szczególnie jedno Boże Narodzenie. Siedzimy w ławkach i nagle wszyscy wstają podążając w kierunku ołtarza, aby przystąpić do Komunii. Z tyłu zostałem tylko ja i może jeszcze z dwie osoby. Wtedy rozpłakałem się czując w swoim sercu niesamowitą pustkę. Zrozumiałem, że brakuje mi czegoś bardzo istotnego. Powiedziałem w duchu: "Panie, też tak chcę. Pomóż mi!" Od tamtej pory Bóg - w którym zakochałem się po pewnym czasie, prowadzi mnie po ścieżkach wiary tak aby ta wiara była coraz pełniejsza. Nie szczędzi mi również doświadczeń, tak jakby sprawdzając na ile w tej wierze okrzepłem. A więc mam i swoje radości i swoje "ciemne doliny". Po tych wszystkich doświadczeniach mam jednak niezachwianą pewność, że Bóg nie gorszy się żadnym grzesznikiem. On nie szuka świętych. On popycha nas ku świętości poprzez różne zdarzenia w naszym życiu. Odwrotnie niż ludzie. Paradoksem jest, że pierwszą osobą, która odrzuciła moją posługę była moja żona, która nie może pogodzić się ze zmianami, jakie postępują w Kościele Katolickim. W ostatnim okresie spotkało mnie też mnóstwo porażek osobistych i od czasu do czasu słyszę taki głos dochodzący z tyłu: "Po co ci to było? Nie mogłeś zostać w ostatniej ławce kościoła? Też byś zaliczył test z wiary." Na szczęście ciągle też słyszę głos, który kierował do nas Jan Paweł II: "Nie lękajcie się. Nie lękajcie się otworzyć drzwi Chrystusowi".

Niech puentą mojego świadectwa będzie następujące zdarzenie: 21 grudnia wracam z naszych rekolekcji. 22 grudnia poranna Msza jest za dusze moich rodziców. Wchodzę do zakrystii aby się przywitać. Ksiądz widząc mnie mówi: "Dobrze, że pan jest, bo jestem chory, pomoże mi pan w rozdawaniu Komunii". A ja na to: "Nie mam alby, została w domu". Proszę wziąć albę ks. Proboszcza - podpowiada siostra zakrystianka. A więc jest Msza za moich rodziców, ja jestem przy ołtarzu i rozdaję Komunię. Czy kiedykolwiek w najśmielszych marzeniach mogłem liczyć na taką łaskę? Jedno koło zamknięte. Jeszcze parę zostało. Najważniejsze jednak jest - i to jest moim pragnieniem - aby zawsze, to Jezus przynosił sens mojemu życiu i aby w tym życiu ON wyznaczał priorytety. Amen.

Ryszard